Dom z duszą pośrodku puszczy

Lubię moje miasto i lubię ludzi, ale są takie momenty, kiedy wolę również od tego odpocząć. Dlatego na urlop nie wybieram popularnych kurortów w środku sezonu, nie jeżdżę też do miast, bo one są dobre co najwyżej na weekend. Nie jestem stworzona do tropikalnych podróży, nie interesują mnie eleganckie hotele i all inclusive. W moich poszukiwaniach ważne są: przestrzeń, intymność, natura. Jak przystało na prowincjuszkę najlepiej czuję się tam, gdzie głusza.

W tym roku najwspanialsze dni wakacji spędziłam w lesie, a dokładnie na terenie Puszczy Bydgoskiej. Zostaliśmy zaproszeni przez przemiłych Gospodarzy Agnieszkę i Tomka, by pobyć kilka dni w ich rodzinnym siedlisku. Od samego początku wiedziałam, że będzie to dla nas doskonały czas i bardzo się cieszyłam z tej możliwości. Uwielbiam las i odludzia, kto pamięta początki Prowincji od kuchni i był naszym gościem na Podmościu ten wie o czym piszę. Nie znoszę upałów, a właśnie wśród natury i w cieniu drzew wysokie temperatury znosi się o wiele lepiej.

Siedlisko Bród Kamienny jest tworzone przez tę Rodzinę od ponad 30 lat. Na początku była to typowa dla okolicy chata pod strzechą połączona z budynkiem gospodarskim, dziś elegancka leśniczówka, wyposażona w najpotrzebniejsze urządzenia w XXI wieku. O tym jak się zmieniało miejsce opowiadali nam Właściciele, ale sami mogliśmy się przekonać i poruszyć wyobraźnię, oglądając powieszone na ścianach zdjęcia i obrazy. Pomimo, że zmieniło się bardzo wiele i miejsce zostało wyposażone w najpotrzebniejsze sprzęty i akcesoria, nie straciło na uroku. 



Dom jest przestronny i przytulny. Pokoje (my mieliśmy do dyspozycji urokliwą sypialnię na parterze), salon z kominkiem, nowoczesne (ale gustowne!!!) kuchnia i łazienka sprawiają, że pobyt tam jest bardzo komfortowy.


Dla mnie najważniejszy jest komfort psychiczny i tutaj miałam wszystko co kocham: drewno, piękne przedmioty, bibeloty (jakby nazwał to mój Tata) z przekazem, no i cała masa książek. Chciałabym przeczytać je wszystkie, codziennie brałam do rąk kilka z nich i tylko po kawałeczku częstowałam się ich treścią, by przechodzić do następnej. Kartkować, dotykać, wąchać... I myśleć, że te książki i ten dom mają szczęście, że wybrali je ci właśnie ludzie. Jest też urokliwa kolekcja dzwonków zbierana przez Seniorkę Rodu, dzwonki podwieszone przy suficie, czekają tylko by lekki wiatr powstały podczas przeciągu je sprowokował... Wyobraźcie to sobie!


Przechodząc progi Siedliska czujesz się jak w domu i jak cześć rodziny, bo obcujesz z rodzinnymi przedmiotami i bardzo rodzinną przestrzenią. Czułam wielką wdzięczność za zaufanie i możliwość chłonięcia tej dobrej energii, którą mury tego domu przyjmowały od tych kilkudziesięciu lat. W odróżnieniu od innych miejsc, w których byliśmy to ma zasadniczą różnicę: jest szczere do bólu, prawdziwe. Pewnie dlatego, że nie było tworzone pod turystów, ale budowane wspólnie, rodzinnie. Nie ma tu przypadków. Każde miejsce ma swoją anegdotę i historię i nawet jeśli jej nie znasz to ją czujesz. Na przykład framuga z zaznaczonymi datami, wyznaczająca upływający czas i to jak rosną wnuczęta... Czułość.



W domu nie ma telewizora, nie mieliśmy również zasięgu (nasza sieć tak ma, podobno inne sobie radzą), co przyjęłam z zadowoleniem. Jeśli ktoś potrzebuje Internetu nie powinien się martwić, bo w chacie jest WIFI. Tak bardzo potrzebowaliśmy ciszy, że nawet nie włączyliśmy muzyki (którą kochamy), słuchaliśmy wiatru, ptaków i chyba jeszcze tylko naszych wewnętrznych potrzeb. Wychodziliśmy przed dom, siadaliśmy i gapiliśmy się w zieleń, w rosnące przy domu kwiaty (moje ukochane rudbekie, hortensje, floksy i hosty!!!), obserwowaliśmy motyle i pszczoły, a na leśnych spacerach mijaliśmy sarny. A nocami... czekaliśmy na spadające gwiazdy.

Do lasu wychodziliśmy z nadzieją na grzyby, niestety lato jest strasznie suche, więc na grzybobranie trzeba poczekać do jesieni, a w Puszczy Bydgoskiej grzybów zawsze jest dużo. Siadaliśmy na rowery, żeby poznawać okolice i łapać wiatr w żagle i energię z wiatru, by rozpędzić się na nadchodzący rok akademicki.

Doskonała lokalizacja, bo tylko 20 km od Torunia (podobnie krótki dystans do Bydgoszczy, Inowrocławia, Solca Kujawskiego, Ciechocinka) i możliwość zabrania ze sobą naszego psiego towarzysza to niewątpliwie dodatkowe atuty tego miejsca.

Życzymy Gospodarzom i temu miejscu, by goście przekraczający progi tego magicznego siedliska docenili i uszanowali jego historię oraz naturę.

My bardzo chętnie wrócimy, bo do takich miejsc się wraca, za takimi miejscami i chwilami się tęskni.

Agnieszko, Tomku, Agato i Janku - Dziękujemy!!!






Komentarze

  1. To chyba wymarzone miejsce na zjazd rodzinny albo przyjacielski. W Twoim opisie wyczuwam autentyczna magię tego siedliska, jego dobę prądy i zapach lasu. Może kiedyś razem..?😉
    A co jest specjalnością kulinarną tego domu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnością jest to, co samodzielnie sobie przygotujesz :) Wyobrażam sobie jagodzianki lub pierogi z jagodami w sezonie, grzybową ucztę, ale to możliwe dopiero za jakiś czas, jak się pojawią grzyby. Na miejscu, podczas naszego pobytu nie było właścicieli, byliśmy absolutnie samodzielni, także w zakresie kulinarnych szaleństw.

      Usuń
    2. To ja się pisze na jagodzianki 😋

      Usuń
  2. *piszę😉

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bądź na bieżąco

Popularne posty