Miłość na talerzu
Kocham karmić. Dziś w dzień św. Walentego to zdanie nabiera wyjątkowego znaczenia. Ale przecież robię to każdego dnia. Staram się dobierać z czułością produkty, przepisy i komponować talerz tak, by cieszył zarówno podniebienie jak i oko.
Wyniosłam to z rodzinnego domu, w którym posiłki zawsze były rytuałem, wiązały się ze wspólnym, czułym spotkaniem przy stole. Przy stole obserwowałam czułość moich rodziców, tatę, który zawsze dziękował mamie i całował ją w rękę po każdym posiłku - nawet po najzwyklejszej kolacji. Tego mnie nauczyli, jak ważne jest okazywanie sobie nawet najprostszej czułości, w codzienności.
Może dlatego to dla mnie teraz takie ważne? By wspólnie usiąść do stołu, by się nie spóźniać, by zacząć nakładać dopiero wówczas, gdy wszyscy już przy tym stole siedzą. Lubię obserwować domowników jak nakładają sobie gorące potrawy, jak jedzenie trafia do ust. Podczas posiłków rozmawiamy. Czasem jestem namolna i dopytuję czy smakuje, czy wszystko w porządku. Chciałabym, żeby było idealnie. Oczywiście zapewne przesadzam, ale chcę być pewna, że wszystko gra. Czy dzieci będą to pamiętać? Są już dorosłe i zaczynają żyć własnym życiem. Czy nasz wspólny stół zostanie z nimi i czy jest to/czy będzie dla nich ważne?
Nauczyłam się gotować dopiero jako dorosła kobieta. Może dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak ważne jest jedzenie w budowaniu relacji? Bo przecież to zawsze było oczywiste.
Pamiętacie z domów swoich babć makatki kuchenne? Przecież i tam można było odnaleźć sentencje takie jak: "Co żona ugotuje to mężowi smakuje"
Bardzo mnie one bawiły w dzieciństwie, kiedy byłam nastolatką frustrowały, bo pokazywały rolę kobiety przy garach. Dziś traktuję to jako pewną konwencję i estetyczną ciekawostkę, etnograficzną pamiątkę.
Ale przyznam się Wam: zawsze, kiedy widzę, że mąż z apetytem pałaszuje przygotowane przez mnie danie - serce mi rośnie!
Czas, by zdradzić Wam sekret. Oto kilka niezbędnych w kuchni miłosnej składników...
Babcia i mama mówiły, że należy dodawać do potraw lubczyk. Ten etnograficzny afrodyzjak rośnie w moim ogródku i nie ma takiej możliwości, by go zabrakło.
W domu mam zawsze jabłka, to w końcu pierwszy grzechu warty owoc. W przeszłości wierzono, że jabłka i gruszki, które przypominały swym kształtem kobiece krągłości wpływają pozytywnie na potencję.
Maliny, również rosną w moim przydomowym ogródku i chyba są to moje ulubione owoce. Któż by nie chciał się zatracić w malinowym chruśniaku?
Miód... Od niego słodsza jest jedynie miłość.
Chrzan, wzmacnia i dodaje wigoru, wyostrza zmysły. Rozgrzewa od środka. Kto by pomyślał..., że jego korzeń był dawniej kojarzony jednoznacznie...
Szparagi, już niebawem pojawi się sezon na to zdrowe i smaczne warzywo. One również (choćby ze względu na ich falliczny kształt) były uznawane za afrodyzjak.
Polecam również ryby, które pochodzą z wody, czyli prosto z królestwa Afrodyty. Teraz w poście macie okazję, by wprowadzić je częściej do swojej diety.
Podałam tylko kila przykładów smakołyków, dzięki którym możecie rozpalić zmysły Waszych ukochanych. Na każdą kieszeń. Nie musicie wydawać fortuny na ostrygi czy szampana. Niech Was nie kuszą sprzedawane w lutym truskawki! Sięgnijcie do spiżarki, po lokalne i tradycyjne składniki, by wyczarować dziś kolację dla Waszych ukochanych. I kupcie nasiona lubczyku, w doniczce też pięknie urośnie!
Miłość na talerzu. To Wam podaję, jako mama, żona, przyjaciółka.
Komentarze
Prześlij komentarz