A “Niech Cię zakole”, czyli przygoda na kulinarnym szlaku



Nie jeden raz wspominałam, że moje kulinarne refleksje odnoszą się nie tylko do jedzenia, produktów kulinarnych, przepisów i smaku potraw. Jestem świadoma jak bardzo istotną rolę odgrywa tu historia i region, ale przede wszystkim Człowiek. Bohaterów poznaliście tu na Prowincji już kilku, w tym roku choćby wizjonera, rolnika i producenta produktów ekologicznych Mieczysława Babalskiego, strażniczkę i kreatorkę kociewskiej tradycji Wiesławę Ziółkowską. Ale cisi bohaterowie pojawiali się choćby w postach takich jak Tęsknoty prowincjonalne i zimowa melancholia.
Każdemu z moich wspaniałych prowincjonalnych znajomych, wytwórców, producentów i kucharzy chce poświęcić miejsce na łamach Prowincji. Każdemu przesyłam ciepłe myśli i mam nadzieję, że cykl “Ludzie prowincji” się pięknie rozrośnie.

Dziś kilka słów o niebanalnym człowieku - Piotrze Lenarcie i jego niebanalnym projekcie “Niech Cię zakole”. Bardzo ciekawym i smacznym realizowanym pomyśle, który na pewno rozsławi kulinarne dziedzictwo województwa kujawsko-pomorskiego lepiej niż niejedna publikacja, kurząca się na bibliotecznym regale. Miałam okazję, całkiem niedawno, wziąć udział w wykreowanym przez Piotra Lenarta wydarzeniu - dwudniowej wizycie studyjnej prezentującej jedną z możliwości poznawania i smakowania województwa kujawsko-pomorskiego. Hasło przewodnie jakie nam towarzyszyło: Wybierz Strawę i Wyprawę - ale taką, która odzwierciedla piękno regionu i jego produkt - sól tej ziemi.

Piotr Lenart, opowiadając o swoim projekcie aż zaciera ręce :)


Dwudniowa podróż rozpoczęła się od lekko zmrożonego, ale zaczarowanego i pachnącego ziołami Makowiska. Miejsca same w sobie nie sprzedają się tak dobrze jak te okraszone opowieścią interesujących ludzi. W tym przypadku mieszanka była wyjątkowo smacznie skomponowana, a to dopiero wstęp do dalszej podróżny. Nastepnie poznawaliśmy i podziwialiśmy urokliwy, zwłaszcza w pieknej polsko-złoto-jesiennej szacie fragment Doliny Dolnej Wisły. 



Kozielec z drewnianym kościółkiem, urzekającą panoramą i ścieżką dydaktyczną rozpalił apetyt uczestników. Świeże powietrze, słońce i świergot ptaków towarzyszyły nam również na kolejnym szlaku, podczas przejścia do jedynej w kujawsko-pomorskim jaskini Bajka. “Moje stare śmieci…” pomyślałam, stojąc przy tablicy informacyjnej postawionej przez Zespół Praków Krajobrazowych Nad Dolna Wisłą, w którym kiedyś pracowałam. 

Droga prowadząca do jaskinii Bajka


Spacer w pięknych okolicznościach przyrody zdecydowanie podkręcił apetyt wycieczki. W brzuchu, przynajmniej moim, zaburczało głośno, więc bardzo się cieszyłam na myśl o kolejnym punkcie programu - Strzelcach Dolnych i agroturystyce Śliwkowy Sad. O samej agroturystyce nie pisałam, ale organizowanym przez właścicieli Jana i Urszulę Iwanowskich Święcie Śliwki owszem. Urzekło mnie to gościnne, skąpane w jesiennym słońcu miejsce i jego właściciele.

Skąpana w jesiennym słońcu agrourystyka "Śliwkowy Sad"


Zjedliśmy tam obiad - i to obiad nie byle jaki, ale przemyślany i pysznie skomponowany przez Piotra Lenarta: zupa grzybowa (czyli tak jak lubię - arcysezonowe danie!), a na drugie trufla wśród mięs, czyli lokalna jagnięcina w sosie śliwkowym (śliwki oczywiście strzeleckie) podana z moją ukochaną kaszą gryczaną i buraczkami. Kasza przyrządzona również z grzybami, co wspaniale podkręciło smak całości. Na deser, do kawy, podano drożdżówkę, a jakże - ze śliwkami.



Po dobrej lokalno-sezonowej, wysokiej jakości strawie mogliśmy ruszyć w dalszą podróż, bo przecież w takim projekcie nikt nie byłby ukontentowany finiszując przy trzecim punkcie programu. Tak, programy był bogaty: nastepnym miejscem był Gzin, bardzo urokliwie położona wieś, która kiedyś miała ambicje i pomysł, by stać się “wioską rytuału”. W Gzinie obeszliśmy średniowieczne grodzisko, zjedliśmy jabłko z samotnej jabłoni, posłuchaliśmy mrożącej krew w żyłach opowieści o rzekomo ludożerczych praktykach, do jakich miało tam dochodzić w zamierzchłych czasach i o badaniach prowadzonych lata temu przez toruńskich archeologów. Następnie ruszyliśmy do Pałacu w Ostromecku.
To była podróż w przestrzeni i w czasie. Położony na uboczu, na trasie Bydgoszcz-Toruń Pałac, a właściwie dwa pałace i park, był jak wisienka na torcie. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć - żałujcie i szybko nadrabiajcie tę zaległość!
Miasto - wieś, natura - kultura, epoki, mieszały się na naszym szlaku, co sprawiło, że nie było nudy. Ale do finiszu jeszcze nie dotarliśmy! Uspokojeni i ukojeni kolejnymi punktami w programie oraz tymi, które były dokładane spontanicznie, ale bardzo logicznie, wsiedliśmy do busa, który opuścił Dolinę Dolnej Wisły, by dotrzeć do Puszczy Bydgoskiej. W hotelu “Dobre z lasu”, należącego do Nadleśnictwa Solec Kujawski, organizatorzy uraczyli nas niezwykła kolacją, bazującą na tym to właśnie jak nazwa hotelu wskazuje było dobre z lasu. Było i runo leśne i mięsiwo. I znowu sezon, lokalność i opowieść. I tak przekazany sens działa na mnie najlepiej. Wizyta była połączona z seminarium, w takcie którego organizatorzy starali się wskazać swój sposób postrzegania przedstawionej oferty, jej zasadność i ideę. Wartością, dla uczestnika takiego jak ja, było nastawienie na dialog i wspólne omówienie kilku spraw, szczególnie istotnych z punktu widzenia turystyki, smakoszostwa, a także ugryzienie historii i kultury regionu. Ja na nowo spojrzałam na kilka dobrze mi znanych miejsc. Z przyjemnością poznałam nowe. W kilku miejscach byłam któryś już raz i czułam się jak u siebie, a w innych byłam zupełnym nowicjuszem. I te miejsca pozostawiły niezły niedosyt, szczególnie Puszcza Bydgoska, którą zmierzam w przyszłym sezonie poznać lepiej.

Po prostu to co "Dobre z lasu" możesz kupić na wejściu. Hotel dysponuje sporym asortymentem lokalnych leśnych przetworów.


Miałam okazję poznać jedną z opcji, jeden z wariantów kulinarnych-krajoznawczych stworzonych przez Piotra Lenarta wraz z lokalnymi liderami, działaczami, smakoszami, twórcami. Zaznajamiając się z pozostałymi , które można zamówić jako grupa zorganizowana, muszę przyznać, że są są równie atrakcyjne i smaczne. Sądząc po atrakcjach jakie proponuje, widzę, że w każdej propozycji smak owija się wokół ludzi oraz miejsc - wszystko na dodatek ma swoją niepowtarzalną historię.

Oferta oparta jest na kilku niezwykle istotnych filarach: ludziach, produktach i miejscach i opowieści o nich. To bardzo spójny sposób na przedstawienie wycinka regionu, który niby znamy, a jednak nie zawsze wiemy jak smakuje, nie zdajemy sobie sprawy z tego jak może smakować!

Piotr Lenart, to kujawsko-pomorski Napoleon, który, jak mi się wydaje, toczy walkę z niewiedzą, ignorancją i bylejakością polskiego talerza. Czyni to między innymi przez tworzenie niezwykłej oferty kulinarno-turystycznej. Mam nadzieję, że nie będzie to walka z wiatrakami i nie skończy jak Don Kichot. To nawet nie nadzieja, jestem przekonana, że produkt będzie chętnie konsumowany przez turystów z Polski i świata.
Jeśli chcecie poznać szczegóły zajrzyjcie na facebookowy profil Niech Cię Zakole!
Smacznego.


Bardzo gratuluję Piotrowi Lenartowi pomysłu, zazdroszczę zapału i werwy, no i jestem pod wrażeniem partnerów, bez których trudno by było taki projekt zrealizować, jak czytamy na profilu Niech Cię Zakole: Akcja wdrożeniowo - promocyjna naszych ofert realizowana jest wraz z Instytut Zootechniki - Państwowy Instytut Badawczy i Kujawsko-Pomorska Organizacja Turystyczna przy wsparciu Krajowa Sieć Obszarów Wiejskich -

Komentarze

Bądź na bieżąco

Popularne posty