Książki, wyobraźnia i róże
Wychowałam
się w domu pełnym książek i na pewno nie pozostało to bez wpływu na moje życie.
Na półkach wszędzie książki, głównie literatura piękna, poezja, ale także
poradniki. Dla dziecka, którego nieszczególnie ciekawiła klasyka w stylu Prusa
czy Sienkiewicza o wiele bardziej inspirujące były książki z obrazkami. Lata
80-te to nie był przecież czas pięknych i różnorodnych czasopism kulinarnych dostępnych
zawsze i wszędzie. Moje dzieciństwo to także brak Internetu i kulinarnych
kanałów tematycznych. Nie wspomnę o kablówce. Moim dzieciom trudno to
zrozumieć, mi zresztą czasami też! Tak Kochani, na półkach z książkami odrębne
miejsce zajmowały książki kucharskie, chyba dwie. Jedna, której tytułu nie
pamiętam była, zdaje się, prezentem dla mojej mamy od babci Heleny, druga to
nieśmiertelna Kuchnia Polska. Dlaczego nieśmiertelna? Bo ma ją moja mama, kolejne
wydania dostały moje siostry po zamążpójściu i ja, również, kiedy zmieniłam
stan cywilny.
źródło:polona.pl |
W
dzieciństwie książki te interesowały mnie nie dlatego, że chciałam już wtedy
zostać kulinarną celebrytką, ale dlatego, że zawierały odpowiednią porcję
kolorowych zdjęć. Na fotografiach same smakołyki: mięsa, galarety, wypieki,
smakowitości, za którymi tęsknił każdy, kto musiał sobie radzić w czasach
pustych sklepowych półek.
Ja,
jako kilkulatka marzyłam oczywiście o słodkościach, czekoladach, cieście
francuskim i egzotycznych owocach, których smaku nie byłam sobie w stanie
wyobrazić. Moją wyobraźnię wręcz rozpalały te zdjęcia. Przyglądając się im dziś
myślę, że są przecież kiepskiej jakości. Mimo to, nadal cieknie mi ślinka na
myśl o niektórych smakołykach, szczególnie jednym.
Mowa
tu o karnawałowych różach. W ubiegłym roku w karnawale nauczyłam się robić
chruściki, teraz udało mi się zamienić marzenia z dzieciństwa w realny kawałek
pudrowanych kwiatów. Przepis na ciasto znajdziecie w poście Depresja w dolinie.
Co prawda w trakcie przygotowywania ciasta okazało się, że śmietany mam
resztkę, bo dzień wcześniej przygotowałam gzik, ale w lodówce znalazł się serek
homogenizowany- waniliowy i chyba spisał się na medal. Tak więc potrzeba matką
wynalazku, śmiało można zastąpić kwaśną śmietaną serkiem!
Sekret
róż tkwi w ich wykonaniu , czyli ułożenia kompozycji z trzech różnych płatków w kształcie koła. Każde z kół
musi mieć inną średnicę. Do wykrawania potrzebne są więc trzy różne naczynia,
na przykład: szklanka, kieliszek do wina i kieliszek do wódki. Kółka nacinam z
brzegów, w czterech lub więcej miejscach, następnie łączymy, w środku,
dociskając palcem. Takie surowe kwiaty wkładamy na głęboki, gorący tłuszcz. Ja
smażę na oleju. Tradycyjnie powinno się na smalcu, ale wówczas nie możecie nimi
poczęstować wegetariańskich przyjaciół!!!
Robiłam
je pierwszy raz wzorując się na mojej niezawodnej książce kucharskiej, w
wydaniu z XXI wieku wciąż są zdjęcia, na nich się wzorowałam. Efekt wizualny
bardzo przypadł mi do gustu!
Pamiętajmy,
by wyciągając usmażone róże, kłaść je na serwetce papierowej. Ostygnięte
dekorujemy cukrem pudrem, a w środek nakładamy ulubionej konfitury. Według mnie
najbardziej pasują maliny. Róże to
przysmak, który wymaga sporo wolnego czasu, nie można robić ich na szybko,
trzeba podejść do nich jak do tych z ogrodu. Są delikatne, chrupiące, ale i
charakterne.
źródło: polona.pl |
Takim
sposobem zimą czarujemy w kuchni swój własny różany ogród. Przed nami ostatnie
dni karnawału, ostatnie chwile zimy. Można zaszaleć, spróbować przenieść się do
czasów dzieciństwa. Nic tam kalorie, nadchodzi Wielki Post i wiosna.
Przejdziemy na dietę, zaczniemy ćwiczyć, a teraz, mały, słodki, chrupiący
grzeszek nikomu nie zaszkodził. Zapewniam Was długo grzeszyć nie będziecie,
róże pochłaniane są w zawrotnym, grzesznym tempie.
Smacznego!
Komentarze
Prześlij komentarz