Ziemniaczane cuda
Pisałam
już o topinamburze, który był dla mnie symbolem moich historyczno-kulinarnych
pasji. Wspominałam też o jego karierze w ostatnich czasach. Tak, jestem pod
wrażeniem tej bulwy...
Ale
jako dziewczyna rodem w Wielkopolski, zainspirowana moimi ostatnimi powrotami
do rodzinnego miasteczka, rozsmakowałam się w ziemniakach. Bo przecież miejsce,
z którego pochodzę jest kulinarnym centrum kartoflanym. Ziemniaki, kartofle,
pyry… A z nich cuda cudeńka. Dla mięsożernych, jak i dla wege-smakoszy! Była
mowa o Dziadach, które w swojej prostocie są po prostu bajeczne. Dziś jednak,
postanowiłam zmierzyć się z inną formą ziemniaczanego szaleństwa.
Ziemniaki,
pomimo tego, że lubię, jadam niezbyt często. Wynika to oczywiście z lenistwa,
do którego bez bicia się przyznaję. Obieranie ziemniaków, to dla mnie przykry
obowiązek, dlatego też najczęściej jadam „w mundurkach”. Naprawdę nieczęsto
można u mnie posmakować placków ziemniaczanych, czy innych wymagających
wieloetapowych przygotowań potraw. Ale dziś będzie inaczej!
W
trakcie swojego „dorosłego” życia podchodziłam do nich kilka razy. Zawsze
kończyło się to klapą. Siedziałam na telefonie, zapisywałam skrzętnie przepis i
porady przekazywane przez mamę, której zawsze wychodziło świetnie. Jednak moja
ręka w tym zakresie nie była w stanie zmierzyć się z legendą wielkopolskiego
wiejskiego stołu. Trud wykonania tej potrawy, jak zresztą wielu innych, polega
na tym, że proporcje większości składników są określane: „na oko”. A jak mawiał
mój ojciec – „na oko, to chłop w szpitalu umarł…”
Co
tak bardzo mi nie wychodziło? Co mi dzisiaj wyjść musi? Żelaźnioki.
Oto
przepis:
Składniki
(ilość „na oko”)
ziemniak
surowy,
mąka,
jajko,
sól,
pieprz.
Ziemniaki
obieramy, ścieramy na tarce o najmniejszych oczkach, odcedzamy ze zbyt dużej
ilości soku, dodajemy mąkę (na oko – w zależności od ilości ziemniaków) oraz
jajko. Doprawiamy. Ciasto musi być dość gęste i zwięzłe. Gotujemy wodę, gdy
zacznie wrzeć, wrzucamy, formowane łyżką kluski. Gotujemy kilka minut.
Podajemy
z cebulką prażoną, boczkiem, kapustą kiszoną podsmażoną.
Na
północy jadłam takie kluchy z twarogiem i skwarkami, też było smaczne, ale ja
dziś tradycyjnie – po wielkopolsku. Smacznego!
Komentarze
Prześlij komentarz