Jak powidła to tylko z Doliny Dolnej Wisły. Święto Śliwki w Strzelcach Dolnych



Dla poety jesień zaczyna się mimozami… Dla mnie śliwkami, bo najlepsze śliwki zbiera się i przerabia tuż po wakacjach. Powietrze pachnie wówczas wilgocią, a o poranku i o zmierzchu można się spodziewać mgieł. Słonko jest na niebie z dnia na dzień coraz krócej, a wieczory nie dość, że są dłuższe to jeszcze wyczuwalnie chłodniejsze. 



Ale kulinarnie jesień to królowa wszystkich pór roku. To ona daje nam plony, które możemy obrabiać, przerabiać, pakować do słoików, przetwarzać, by zimą nie dokuczył nam mały ani duży głód. Kiedy ostatnio krzątałam się w kuchni, wśród aromatów smażonych powideł, bulgoczącego się przecieru pomidorowego i pieczonej papryki pomyślałam po młodzieżowemu, że jestem kulinarną jesieniarą. Kuchnia jesienią wprowadza mnie w bardzo dobry nastrój. Po chwili weszła do kuchni moja młodsza nastoletni pociecha, nabrała na łyżkę odrobinę gotujących się przetworów, przełknęła i powiedziała dokładnie to samo: kulinarne jesieniarstwo :) Uśmiechnęłam się pod nosem, to jest właśnie smak szczęścia.




Jesienią w regionie jest całkiem sporo kulinarnych wydarzeń. Nie wspominam dożynek, bo one zasługiwałyby na osobny wpis, w ogóle na osobne miejsce na blogu i nie tylko. Jesienią zaczynam swoje kulinarne wojaże od Święta Śliwki. Wszystkich imprezę nie obskoczę, ale obserwuję relacje publikowane przez innych miłośników lokalnego jedzenia i zawsze ślinka mi cieknie.

Tradycyjnie, w pierwszy weekend po wakacjach pakujemy się do auta i jedziemy do pięknej położonej w dolinie Wisły miejscowości Strzelce Dolne. Kawałek za Bydgoszczą na polach witają nas: korki, a potem kilka wielkich, zapełnionych po brzegi parkingów. Tak, od lat impreza, którą organizuje społeczność lokalna, na czele z Anną i Janem Iwanowskimi, ma rzeszę fanów. Ludzie kłębią się na terenie festynu, chodzą od stoiska do stoiska i degustują, targują się i kupują. Można powiedzieć, że asortyment jest bardzo zróżnicowany. Od góralskich kapci i oscypków, przez przyprawy, słodkości, pieczywo, wędliny, sery, rękodzieło, rośliny, po to co najważniejsze w te dni: śliwki i powidła.



Mówi się, że cała Dolina Dolnej Wisły jest krainą historycznie owocową. Na polach wzdłuż Wisły zakładano sady owocowe, a plony sprzedawano w postaci surowej bądź przetworzonej. W Strzelcach Dolnych przeważają sady śliwkowe i to właśnie z tych owoców - przede wszystkim węgierek mieszkańcy przygotowują powidła, smażąc je w tradycyjnych miedzianych kotłach na żywym ogniu ogniska.





Takie widowisko możemy oglądać kiedy pojedziemy do Strzelec. Gospodynie, które chodzą wokół kotła i wielki drewnianym mieszadłem, tzw. bocianem mieszają, zapobiegając w ten sposób przypaleniu. Cały proces smażenia powideł trwa kilka ładnych godzin. Sęk w tym, żeby nadmiar soku się zredukował a powidła miały odpowiednią gęstość i konsystencję. W Strzelcach Dolnych powidła robi się w dwóch wersjach - z cukrem i bez cukru. Produkt ten, opatrzony nazwą Powidła Strzeleckie może sprzedawać jedynie 9 zrzeszonych gospodarstw. Możemy na straganach kupić również inne przetwory, jednak nas przyciąga zawsze te jedyne w swoim rodzaju lokalne śliwkowe przetwory.




Powidła tradycyjnie smażono w wielu miejscowościach wzdłuż Wisły, na terenie Zespołu Parków Krajobrazowych nad Dolną Wisłą. Tradycyjnie przechowywano je w kamionkowych słojach, wcześniej zapiekając w piecach, by na wierzchu pojawiła się skorupa zapobiegająca zepsuciu rarytasu - tworząca naturalne wieko. Ależ o musiał być zapach rozchodzący się po wsiach, po chatach, w których nie tylko smażono powidła, ale również suszono owoce. Do tego zapach pieczonego chleba i jego smak. Smak gorącego chleba ze świeżym, rozpływającym się masłem, a na nim najprawdziwsze powidła… Niebo w gębie.


Śliwka i inne drzewa owocowe, które rosną na terenie Doliny Dolnej Wisły zawdzięczamy osadnikom olenderskim, mennonitom, którzy w XVII wieku zaczęli osiedlać się na tych terenach. Przed ich pojawieniem się ziemie te nie były użytkowane ze względu na bliskość rzeki i częste zalewanie pól. Przybywający z terenów obecnej Holandii dobrze sobie z wodnym żywiołem poradzili, umożliwiło im to między innymi zasadzenie tysięcy drzew owocowych, które stały się symbolem tego malowniczego terenu. Tradycja sadownicza była przez wieki kontynuowana. Śliwy, jabłonie, grusze, czereśnie były uprawiane, owoce przetwarzane, suszone, dodawane do potraw, wypieków. I choć z krajobrazu większość przydomowych sadów zniknęła, pamięć o niech jest wciąż żywa. Między innymi dzięki takim wydarzeniom jak Święto Śliwki.



O tradycji smażenia powideł możecie jeszcze poczytać na stronie Ulotnych Tradycji, znajdziecie tam ciekawostki, przepisy, ciekawe historyczne, archiwalne ilustracje, historyczne i współczesne odniesienia. Serdecznie polecam, a tymczasem idę zjeść pajdę świeżego chleba z masłem i powidłami.




O domowych powidłach pisałam już wcześniej, więc możesz śmiało wrócić do tego postu. Mam nadzieję, że Cię zainspiruje i sprawi, że przygotujesz takie w zaciszu swojej kuchni.

Pamiętajcie, że powidła nadają się nie tylko jako smarowidło do chleba. Warto je mieć i trzymać do grudnia, by dodać je do świątecznego regionalnego piernika - brukowca kujawskiego.


Komentarze

Bądź na bieżąco

Popularne posty